VI

2. października 2011

     Otworzyłam oczy. Byłam przekonana, że wczorajszy dzień po prostu mi się przyśnił. Najpierw niespodzianka, którą Mario zrobił mi samym swoim przyjazdem. Później ten romantyczny spacer brzegami Dunaju i na koniec dnia kolacja w restauracji na Donauturm. Na stole w wazonie stał przecudowny bukiet czerwonych róż, a ja leżałam wtulona w tors młodego piłkarza. Poczułam obejmujące mnie czule ramię mojego uroczego bruneta. Byłam teraz w siódmym niebie. Tak bardzo nie chciałam się z nim rozstawać. Wiedziałam jednak, że dziś miał nastąpić ten przykry dla mnie... dla nas moment. Ciężko było nam żyć w takiej rozłące, ale nic nie mogliśmy na to poradzić. Każde z nas miało swoje życie w innym mieście i każde z nas musiało znaleźć kompromis, by ten związek mógł przetrwać choć chwilę.
     - Kocham cię. - usłyszałam szept. Całe moje ciało przeszedł dreszcz. Uniosłam się lekko, by móc spojrzeć w jego czekoladowe tęczówki.
     - Ja cię kocham bardziej. - powiedziałam prosto w jego usta, a chwilę później pocałowałam go namiętnie.
     - Nie, ja ciebie! - odwzajemnił gest ze zdwojoną siłą.
     - Nie! Ja! - usiadłam na nim przytrzymując jego ręce w nadgarstkach nad jego głową.
     - O nie! - poczułam jak nagle zrzuca mnie z siebie. Próbowałam się bronić, przytrzymać go w takiej pozycji. Niestety, był ode mnie o wiele silniejszy i już po chwili to ja leżałam obezwładniona jego ciałem i nie mogłam się ruszyć.
      - Maaaario! - zaczęłam krzyczeć śmiejąc się wniebogłosy.
      - Ciiii... - przyłożył palec do moich ust. - Bo jeszcze twoi rodzice pomyślą, że robię ci krzywdę. - uśmiechnął się czarująco i spojrzał mi głęboko w oczy. Zastygliśmy w takiej pozycji na dłuższą chwilę. Widziałam jak milimetr po milimetrze jego wargi zbliżają się do moich. Kiedy złączyły się znów w czułym geście pocałunku, zrozumiałam, że ten chłopak jest najważniejszą osobą w moim życiu. To u jego boku chciałam zasypiać każdej nocy i budzić się każdego poranka. Za każdym razem, gdy patrzył w moje oczy, dotykał mnie, całował, byłam najszczęśliwsza osobą na świecie. Chciałam więcej i więcej.
     Nagle nasze czułości przerwał telefon. Mario szybko ocknął się i w dźwięku rozpoznał melodię swojego dzwonka. Zerwał się z łóżka i podbiegł do krzesła wyciągając ze spodni komórkę. Zdążył się jeszcze ze dwa razy potknąć o jakieś przedmioty leżące na ziemi, co nie umknęło mojej uwadze i przy każdym razie wybuchałam niepohamowanym śmiechem. Pogroził mi palcem i odebrał telefon. Po dialogach wywnioskowałam, że rozmawia z Marco. Kazałam więc go pozdrowić i ułożyłam się znów wygodnie na łóżku. Obserwowałam swojego mężczyznę, który przechadzał się po pomieszczeniu. Był w samych bokserkach, co tylko dodawało mu męskości. Stanął przy oknie i lewą rękę położył na biodrze. W takiej pozycji mogłam podziwiać jego plecy. Jak na piłkarza nie był idealnie zbudowany. Tu i ówdzie można było dostrzec kilka mankamentów w jego figurze. Był jeszcze młody, więc zawsze mi powtarzał, że najpierw masa, później rzeźba.
     - Kochanie? - usiadł na łóżku obok mnie po skończonej rozmowie. - Nie chcę się rozstawać.
     - Ja też nie... - pogłaskałam go po ramieniu.
     - Wiem, że znamy się naprawdę krótko, ale strasznie chciałbym, żebyś ze mną zamieszkała. Mógłbym codziennie budzić się u tego boku.
     - Mario... wiesz, że to niemożliwe. - zasmuciłam się, - Póki co. - dałam mu buziaka w policzek.
     - Tak, wiem. - westchnął. - Dobra! - klasnął w dłonie i wstał. - Czas skorzystać z tego dnia!
     Niecałą godzinę później siedzieliśmy w salonie przy pysznym śniadaniu przygotowanym przez moją mamę. Tata przywitał mojego chłopaka uściskiem dłoni, mocno go przy tym lustrując. Zjedliśmy posiłek w miłej atmosferze, choć moi rodzice przez cały ten czas zasypywali Mario tysiącem pytań. Bałam się tylko, że niedługo palną jakąś głupotę, więc jak tylko szybko się dało, wyciągnęłam nas z domu. Götze musiał już dziś wracać do Dortmundu i chciałam spędzić z nim jak najwięcej czasu.

***

09. października 2011

     To był pierwszy z tych pomysłów, do których moi rodzice nie podchodzili zbyt entuzjastycznie. Zamiast trenować i chodzić do szkoły, zrobiłam sobie długi weekend u zagranicznych sąsiadów. Musiałam bardzo długo nalegać, by mój tata zgodził się na wyjazd. I Mario, i Thomas, i nawet Marie obiecywali, że zajmą się mną i nie będę mieć wielkich zaległości w szkole. W końcu się zgodził, a my spędziliśmy cudowne trzy dni w Dortmundzie.
     Dlaczego ten wyjazd był taki ważny? Mario chciał, bym w końcu zaczęła kibicować mu na trybunach. We wtorek miał odbyć się ostatni dla niemieckiej reprezentacji mecz eliminacji do Mistrzostw Europy. Jako zupełny laik nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego jest to aż takie ważne. Przecież to nie był żaden finał. Chłopaki tłumaczyli, że po ostatniej wygranej z Austrią, Niemcy automatycznie wyszli z grupy i wezmą udział w Mistrzostwach Europy, a ten mecz po prostu uświetni tylko ich potęgę. Cokolwiek to miało znaczyć, ja cieszyłam się tylko i wyłącznie z tego, że kilka kolejnych dni mogę spędzić u boku ukochanego.
     Tym razem ja poznałam jego rodziców, którzy nie byli do końca mną zachwyceni. Myślałam, że zrobię dobre pierwsze wrażenie, ale młody Götze uspokajał mnie, że oni nigdy nie lubili jego dziewczyn. Zawsze uważali, że "panienki lecą na jego kasę i rozpraszają jego uwagę". Marie i Thomas ulokowali się w pokoju gościnnym, a ja "wprowadziłam się" do Mario.
     Leżeliśmy wtuleni w siebie i obsypywaliśmy się pocałunkami od dłuższej chwili. Jego ręce błądziły prawie po całym moim ciele. Było to niesamowicie przyjemne. Piłkarz dobrze wiedział jak sprawić, bym w jego ramionach czuła się wyjątkowo. Nigdy wcześniej nie miałam chłopaka i wszystko to, co przeżywałam z Mario było dla mnie podwójnie ważne. Nagle wsunął obie dłonie pod moją koszulkę i próbował ją zdjąć.
     - Mario, nie... - odsunęłam go od siebie. Piłkarz natychmiast się cofnął.
     - Przepraszam. Za szybkie tempo? - zapytał troskliwie.
     - Chyba tak. - wyszeptałam ledwo słyszalnie.
     - Dobrze. - w mroku dojrzałam zarys jego uśmiechu. Przysunął mnie do siebie, a ja wtuliłam się znów w jego tors. - Poczekam. - ucałował mnie w czoło i mocno przytulił.

***

11. października 2011

     Tuż po wygranym meczu reprezentacja Niemiec świętowała na boisku. Ja natomiast byłam w wielkim szoku, gdyż pierwszy raz w swoim życiu obejrzałam cały mecz, który nawet mnie pochłonął. Zauważyłam, że na murawę zaczynają wchodzić rodziny i dziewczyny piłkarzy, by razem z zawodnikami cieszyć się z sukcesu. Popatrzyłam na Mario. Nasze oczy spotkały się natychmiast. Ruchem głowy zaprosił mnie do siebie. Dobrze wiedział, że jeśli teraz pojawię się u jego boku, zostanę oficjalnie okrzyknięta kolejną z WAGs. Uśmiechnął się jednak zachęcająco, czym bardzo dodał mi otuchy. Podniosłam się z krzesła i ruszyłam w kierunku piłkarzy z ogromnym uśmiechem na twarzy. Równocześnie podeszliśmy do ochroniarzy. Mario pomógł mi przedostać się na murawę i trzymając mnie za rękę zniknęliśmy w rozchichotanym tłumie. Nagle poczułam jak mój ukochany przyciąga mnie do siebie/ Ułożył dłonie na moich policzkach i złożył na ustach namiętny pocałunek. Wiedziałam, że teraz oczy wszystkich są zwrócone właśnie na nas. Jednak nie obchodziło nas to zupełnie. Liczył się tylko ten moment, ta krótka chwila, w której mogłam być przy nim.
     Wieczorem w Düsseldorfie zaplanowana była impreza dla zwycięskiej drużyny. Razem z Mario, Thomasem i Marie usiedliśmy w kącie, by nikt nam nie przeszkadzał. Dosłownie po 5 minutach dołączył do nas Reus. Szybko pogrążyliśmy się w dyskusji. Niestety mężczyzn pochłonął praktycznie od razu temat piłki nożnej i dzisiejszego meczu, więc z Marie zeszłyśmy chwilowo na drugi plan.
     - Oszaleję z tą ich piłką. - westchnęłam na ucho przyjaciółki.
     - Witam w gronie dziewczyn miłośników piłki nożnej - puściła mi oko. - To był piękny pocałunek.
     - O czym mówisz? - zdziwiłam się nagłą zmianą tematu.
     - Oj dobrze wiesz o czym mówię. Mario dziś nieźle oznaczył swój teren.
     - Mówisz o murawie? Swój teren? Marieee! - dałam jej kuksańca w ramię.
     - Tak. Zobaczysz. Jutro gazety wam żyć nie dadzą.
     - Wiem. - skrzywiłam się lekko. - Ale cóż. - wzruszyłam ramionami. - Każdy ma prawo do miłości. Nawet piłkarz.
     - Ej ten Marco to całkiem niezły jest. - zaczęła się mu przyglądać. - Ty to tam na tej Majorce to faktycznie niezły dylemat miałaś.
     - Kochana! Ja cię przywołuję do porządku! Ty masz chłopaka! - szturchnęłam ją znów i obie wybuchnęłyśmy śmiechem, czym automatycznie zwróciłyśmy na siebie uwagę naszych towarzyszy.
     - A wam co tak wesoło? - zagadnął blondyn.
     - A nie wolno? - wystawiłam mu język.
     - A nie! - zrobił dokładnie to samo. - Chodźmy lepiej tańczyć. - rzucił, gestem wskazując parkiet, na którym kilka par świetnie się bawiło.
     - No i w końcu mówisz do rzeczy! - ucieszyłam się z propozycji, wstałam i złapałam za rękę ukochanego.
     - Nie... nie ma siły Hani... Zatańcz z Reusem. - powiedział praktycznie leżąc na stole.
     - Dobrze kochanie. - ucałowałam go w policzek i ruszyłam w kierunku wirujących tancerzy. Zaczęłam nieśmiało ruszać biodrami w takt muzyki. Chwilę później dołączył do mnie Marco. Jedną dłonią chwycił mnie za rękę, drugą w pasie. Mocno mnie do siebie przyciągnął i prowadził nas do rytmu. Przybliżył twarz do mojej i spojrzał mi w oczy. - Marco... - wyszeptałam chcąc odwrócić wzrok.
     - Hannah, nie wstydź się. Tylko tańczymy. - rzucił mi swój najbardziej uroczy uśmiech, choć czułam, że było w nim coś łobuzerskiego. - Mario jest moim najlepszym przyjacielem i liczę się z tym, że wybrałaś jego. - obrócił mnie kilka razy. Musiałam przyznać, że ten chłopak naprawdę potrafił się ruszać. Tańczyło mi się z nim idealnie i po prostu świetnie czułam się w jego ramionach. I wcale nie wzbudzało to we mnie wyrzutów sumienia.
     - Co masz na myśli? - ocknęłam się nagle, kiedy dotarły do mnie jego słowa.


~~~~~~~~~~~~~
Moje Drogie!
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam! Nie wiem ile razy jeszcze to muszę powiedzieć, żebyście mi wybaczyły... Ciężko ostatnio u mnie z czasem... Jeszcze teraz te święta, Sylwester itp.
W zadośćuczynieniu zostawiam Wam troszkę dłuższy rozdział niż zwykle ;) Mam nadzieję, że się podoba. Jest w nim trochę Reusa, ale zdradzę, że to nie koniec imprezy ;)
POSTARAM się, by kolejny rozdział pojawił się nieco szybciej niż teraz.
Pozdrawiam serdecznie,
Wasza Ruda :*

5 komentarzy:

  1. Wybaczam i rozumiem, bo sama mam problem z czasem. <3
    Mario jest taki romantyczny... Chłopak marzenie. Hannah nie czuje wyrzutów sumienia? Żadnych, choćby najmniejszych? Przecież kocha Mario, więc dlaczego ciągnie ją do Reusa... No, ale napisałaś, że to jeszcze nie koniec imprezy. Czuję, że wydarzy się tam coś złego:( No nic zdaję się na twoją wyobraźnię i czekam na nexta <3
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :***

    OdpowiedzUsuń
  2. No i super :)
    Ten rozdział jest boski :)
    Mario, który mówi, że poczeka.... awwwwwww^^ cudo *.*
    Widać, ża Hannah i Mario się kochają :)
    Czekam na nexta i pozdrawiam :***

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny rozdział. Zaintrygowałaś mnie z tym Reusem, chcę więcej, dużo więcej :D Ciekawe co tam wymyśliłaś.. Przecież nie będzie zdradzać swojego chłopaka na jego oczach.. Chociaż nigdy nic nie wiadomo :)
    Nie mogę doczekać się następnego rozdziału :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Wybaczę, wybaczę...pomimo mojego niedosytu :P
    Stanowczo za mało Reusa, oj za mało. Ale poczekam cierpliwie na następny rozdział.
    Wszak opisy bardzo ładne, dialogi również. Nawet muszę pochwalić Mario, że zachował się na poziomie!

    Pozdrawiam i weny oraz powodzenia w życiu prywatnym z czymkolwiek się zmagasz ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ohoh jak to nie koniec imprezy to jeszcze bardziej jestem ciekawa co dalej się na niej wydarzy i co Reus wymyślił :D
    Widać, że między Hannah i Mario jest miłość i mam nadzieję, że rodzice Mario nie zaczną ich rozdzielać. Może jak bardziej poznają ukochaną syna to ją z czasem polubią?

    Rozdział super :)
    Czekam na kolejny :)
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń