VII

12. października 2011

     - Nie rozumiem. - Marco dobrze wiedział o co mi chodziło.
     - Nie drocz się ze mną. - spojrzałam na niego poważnie.
     - Oj, Hannah przecież wiesz, że mi się podobasz... podobałaś. - szybko się poprawił z nadzieją, że nie usłyszałam pierwszej wersji.
     - Podobałam. Dobrze powiedziane. Nie mam już prawa ci się podobać. - powiedziałam stanowczo odwracając się na pięcie i chwiejnym już krokiem udając się do naszego stolika.
     - Cóż tak krótko?
     - Chcę iść do domu. - zwróciłam się do Mario.
     - Hani! - Reus podbiegł do mnie i złapał za rękę. - Przepraszam.
     - Coś ty jej zrobił? - natychmiast zareagował Götze podnosząc się z ławki.
     - On... - zaczęłam, ale momentalnie przerwał mi blondyn.
     - Nadepnąłem ją i się na mnie obraziła. - zarzucił mi rękę na ramię i ucałował w policzek patrząc błagalnie, bym go nie wydała. - Wybacz!
     - Noo... tak. - odpowiedziałam szybko widząc pytające spojrzenie mojego ukochanego. - Wybaczam, ale tak czy siak: chodźmy już.
     Dosłownie pół godziny później siedzieliśmy już w pokoju Reusa całą gromadką popijając drinki. Chłopcy nie mogli oderwać się od tematu piłki nożnej i nadal uroczyście świętowali zakwalifikowanie się Niemiec do Mistrzostw. Chwilę po godzinie 4 Marie i Thomas pożegnali nas i udali się do swojego pokoju, a ja przysypiałam już na sofie.
     - Marco zaniosę ją do pokoju - rzucił brunet spoglądając na mnie. - i pogadamy dalej.
     - Stary, ty się ledwo na nogach trzymasz. - wstał. - Ja ją zaniosę. - wziął mnie na ręce, a ja odruchowo zarzuciłam swoje na jego szyję. - Zaraz wrócę.
     - Kochasz ją? - rzucił nagle Mario.
     - Co? - zdziwił się stając w pół kroku.
     - Już na wakacjach ją podrywałeś. Podobała ci się. Myślałem wtedy, że chcesz ją tylko przelecieć. Ale... widzę jak na nią patrzysz. - spuścił głowę.
     - Mario! Bredzisz... - nawet się nie odwrócił. Spojrzał tylko na mnie, lekko się uśmiechnął i wyszedł. Mój pokój mieścił się tuż za rogiem, więc po chwili blondyn ułożył mnie na łóżku. Odwróciłam się natychmiast na bok i poczułam na policzku delikatny pocałunek. - On ma rację, kocham cię. - uśmiechnęłam się przez sen, a on wrócił do swojego przyjaciela.

***

26. grudnia 2011

     To były dla nas bardzo ciężkie miesiące. Od czasu ostatniego meczu nie widziałam się z ukochanym. Jego pochłonęły sprawy zawodowe. Mnie z resztą też. On miał swoje mistrzostwa i zmagania sportowe, ja miałam swoje. Codziennie staraliśmy się rozmawiać na Skype'ie, przez telefon czy po prostu wymienialiśmy SMSy. Każdego wieczoru razem kładliśmy się do łóżka rozmawiając. Jego ciepły głos zawsze mnie uspokajał, co sprawiało, że po ciężkim dniu pracy zasypiałam jak niemowlę.
      Mario co jakiś czas zaskakiwał mnie drobnymi prezentami, które przysyłał na mój adres. Najczęściej bez okazji. Było to małe upominki, jednak mojemu tacie nie bardzo przypadło to do gustu. Uważał, że piłkarz próbuje mnie przekupić. Mama uważała natomiast, że musi mu na mnie niesamowicie zależeć skoro tak bardzo się stara. I tak oto moja garderoba wzbogaciła się o kilka żółto-czarnych koszulek z numerem 10 i szarą bluzę z napisem Borusse!, w którą ubrana uwielbiałam zasypiać. Miałam wtedy wrażenie, że on jest blisko, bo wszędzie czułam jego zapach.
     Starałam się jednak rzadko zakładać na siebie logo BVB. Już i bez tego niektórzy paparazzo nie dawali mi spokoju. Byłabym wniebowzięta, gdyby ich zainteresowanie moją osobą wynikało z osiągnięć i wyników, jakie mój klub ostatnimi czasy prezentował. Niestety... ten pocałunek na murawie mówił wszystko. Teraz każdy fan chciał wiedzieć kim jestem. Mężczyźni, by móc mnie ocenić, kobiety - by mnie znienawidzić. Coraz częściej zaczęłam czytać o Mistrzach Niemiec. Wiedziałam, że mój ukochany jest oszlifowanym przez niejakiego Juergena Kloppa bezcennym diamentem. Był na ustach całych Niemiec, a każda małolata chciałaby być na moim miejscu. Kochałam Mario, ale niestety coraz częściej zastanawiałam się czy damy radę utrzymać nasze prywatne życie z dala od szmatławych brukowców i przekłamanych ekranów telewizorów.
     Dzisiejszego dnia nie mogłam się doczekać już od dawna. Siedziałam w salonie w czarnych legginsach i swojej ukochanej bluzie. Skulona w fotelu, za którym przyjemnie migotały przyjemnie lampki naszej bożonarodzeniowej choinki, trzymałam w jednej ręce kubek z gorącą czekoladą, w drugiej ulubioną książkę. Była godzina 14:30. Z kuchni dochodziły dźwięki i zapachy przygotowywanego przez mamę obiadu. Za oknem można było dostrzec wyłaniający się już księżyc, a drzewa przybierały coraz więcej białej barwy od lekko prószącego śniegu. Nagle drzwi naszego domu otworzyły się, a w nich ukazał się mój tata z walizką.
     - Jesteśmy! - krzyknął w progu, a mama natychmiast powitała swojego męża. - Hani! - usłyszałam swoje imię, więc zwlekłam się powoli z fotela i udałam w kierunku przedpokoju. Z jednej strony czekałam na ten dzień już od dłuższego czasu, z drugiej jednak bałam się jak nigdy.
     - Dzień dobry. - przywitałam się grzecznie z gośćmi. Tuż za moim ojcem znajdował się mniej więcej jego wzrostu brunet z wąsem i w długim zimowym płaszczu. Obok niego stała szczuplutka kobieta, która właśnie wieszała zimowe nakrycie na wieszaku.
     - Zapraszam. - mama gestem wskazała salon, do którego pośpiesznie w czwórkę się udali.
     - Mario... - wyszeptałam i upewniając się, że nikt nas nie widzie, rzuciłam się ukochanemu w ramiona.
     - Tęskniłem. - mocno mnie do siebie przytulił.
     - Ja też. - nie zastanawiając się nad konsekwencjami wpiłam swoje wargi w jego.
     - Chodźmy, bo zaraz któreś mu przyleci. - zasugerował i trzymając się za ręce weszliśmy do salonu.
     Zasiedliśmy do stołu. Nie odzywaliśmy się przez cały obiad, wpatrując się tylko sobie głęboko w oczy i od czasu do czasu słuchając o czym rozmawiają nasi rodzice. Moja mama przygotowała naszą ulubioną potrawę i pani Götze nie mogła przestać się zachwycać nadzieniem kaczki. W kółko powtarzała, że choćby nie wiadomo ile serca włożyła w farsz, nigdy jej tak dobry nie wyszedł. Nasi ojcowie natychmiast pogrążyli się w rozmowie na temat sportu, a przede wszystkim piłki nożnej. Mój "teść" był wniebowzięty, że może znów opowiadać o swoim pierworodnym i jego piłkarskim geniuszu, na co Mario co jakiś czas teatralnie przewracał oczami.
     Tuż po posiłku mama wskazała gościom ich pokoje, by mogli się odświeżyć i rozpakować. Tata usiadł przed telewizorem włączając jakiś bliżej nieokreślony reportaż. Usiadłam znów na swoim fotelu i czekałam na Mario.
     - Całkiem w porządku ludzie. - powiedział bardziej do siebie niż do mnie. - Sodówka im jednak nie uderzyła do głowy. Chociaż nazywanie własnego syna "geniuszem" jest chyba lekko przesadzone. - wzruszył ramionami.
     - Kochanie, - na te słowa do pokoju weszła mama. Położyła ręce na jego barkach i dała mu buziaka w policzek. - każdy wychwala swoje dzieci. - obeszła sofę i usiadła obok męża. - Jakie macie plany? - zwróciła się do mnie.
     - Nie wiem. - tym razem ja wzruszyłam ramionami w geście bezradności. - Jest już ciemno, ale może zabiorę Mario do centrum.
     - Proponuję wam spacer. Do centrum jednak kawałek, a może jest zmęczony.
     - Masz rację. - zastanowiłam się nad tym. Mama miała rację.
     - To na prawdę świetny chłopak. - pokrzepiająco uśmiechnęła się moja rodzicielka widząc, że czuję się trochę nieswojo w towarzystwie jego rodziców. - Polubiłam go.
     - Miło mi to słyszeć, pani Eichmann. - szarmancko uśmiechnął się mój wybranek serca. - Pozwolą państwo, że uprowadzę ich córkę na resztę wieczoru? - mama nie wytrzymała i parsknęła niepohamowanym śmiechem, po czym skinęli oboje głowami. - Idziemy?
     - Jasne! - zeskoczyłam ze swojego fotelu, założyliśmy kurtki i szybko wymknęliśmy się z domu. Zaprowadziłam ukochanego do parku, w którym spędziłam większość swojego dzieciństwa. Usiadłam na jednej z huśtawek, a brunet zaczął mnie lekko kołysać. - Mario?
     - Tak?
     - Boję się twoich rodziców.
     - Co?! - zaśmiał się i natychmiast zatrzymał moją huśtawkę. Kucnął przede mną, złapał za dłonie i spojrzał głęboko w oczy. - Dlaczego?
     - Mario, to nie jest śmieszne. Po prostu mam wrażenie, że oni mnie nie lubią.
     - Kochanie, już ci to mówiłem ostatnim razem.
     - Tak wiem, nie chcą, żebym cię z eurosów oskubała. Ale ja mam serdecznie gdzieś te twoje zera na koncie.
     - Wiem. - wstał i przyciągnął mnie do siebie. - I oni też w końcu zrozumieją, że się kochamy. Nawet już zaczynają. - uśmiechnął się uroczo. - Tata mi dziś powiedział, że naprawdę musi mi na tobie zależeć skoro chce mi się tyle kilometrów lecieć i jeszcze ich ze sobą taszczyć.
     - Moi rodzice cię bardzo polubili.
     - Oj, twój tata chyba mniej. - zaśmiał się. - Ale wierzę, że to nie chodzi o mnie osobiście.
     - Tak, on tylko chce chronić swoją jedyną ukochaną córeczkę przed takim wstrętnym potworem jakim jest jej chłopak.
     - Czyli jestem wstrętnym potworem? - przechylił mnie do tyłu tak, że prawie upadłam na ziemię. - Odwołaj to! - próbował dobrać się ustami do mojej szyi szczelnie opatulonej szalikiem.
     - Nie! Nigdy! - śmiejąc się wyswobodziłam się z jego uścisku i zaczęłam uciekać. Jednak marne były moje szanse. Dosłownie parę sekund później znów byłam w objęciach piłkarza. - Puszczaaaaj!
     - Nigdy. - powiedział spokojnie i pocałował mnie namiętnie jak nigdy dotąd.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam!
Jest rozdział. Z maleńkim opóźnieniem, ale jest ;) Mam nadzieję, że mi wybaczycie i że choć trochę się on Wam podoba, bo taki bardzo przejściowy i taki bardzo słodzutki on jest, no ale taki też jest związek naszych bohaterów ;)
Cieszę się, że do tej pory Wam się podoba, choć zdziwiła mnie tak mała liczba komentarzy pod ostatnim rozdziałem :( Drogie Panie? Co z Wami? ;)
Nie obiecuję kiedy będzie kolejny, ale obiecuję poprawę w mojej regularności wstawiania rozdziałów ;)
Pozdrawiam,
Wasza Ruda :)

3 komentarze:

  1. Bardzo mi się spodobał ten rozdział ;)) Co z tego, że przejściowy, ale miło się czytało :) Jakoś teraz nie mogę się zdecydować - czy to Mario czy Marco byłby lepszą partią dla Hani. Hmm... Trudna decyzja :D Czekam na ciąg dalszy ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej ! Czytam tego bloga od początku , ale dzisiaj stwierdziłam że muszę skomentować i ci pogratulować ! <3 Blog super , tematyka jeszcze lepsza. Ogółem jest świetnie ! I wgl Mario i Marco są świetni ! Uwielbiam twojego bloga :).
    Ols :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ohh czyli jednak Reus się zakochał! :) Ale plus dla niego, że nie próbuje rozbić związku swojego przyjaciela i zostawił swoje uczucia na boku. Chodź myśląc, że Hannah śpi nie usłyszy jego wyznania. Czyżby to był jakiś przełom w ich znajomości? :)

    Rozdział super! :)
    Czekam na kolejny :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń