X

12 lutego 2012

     To była długa i cudowna noc. Jego dotyk, jego zapach, jego bliskość. Przy nim czułam się tak wyjątkowo. Sprawiał, że z nadzieją patrzyłam w przyszłość. Wiedziałam, że on nigdy mnie nie skrzywdzi. Dawał mi poczucie bezpieczeństwa. I szczęście... niewyobrażalne szczęście.
     Leżałam na łóżku i zastanawiałam się, gdzie mógł podziać się mój ukochany. Z dołu dochodziły mnie ciche dźwięki muzyki i zapachy zapewne przygotowywanego przez niego śniadania. Odgarnęłam włosy do tyłu i szczelnie otuliłam się kocem. Powoli zeszłam do kuchni, gdzie zastałam piłkarza w samych bokserkach zabawnie poruszającego biodrami w takt muzyki. Podeszłam do niego i mocno wtuliłam się w jego plecy.
     - Dzień dobry kochanie. - przywitał mnie całusem w policzek.
     - Dzień dobry. - uśmiechnęłam się.
     - Dobrze spałaś?
     - Idealnie. A co tak ładnie pachnie?
     - Siadaj, śniadanko zaraz będzie gotowe.
     - Nie wiedziałam, że umiesz gotować. - wygodnie rozsiadłam się na kanapie.
     - Proszę. - Mario podał mi talerz z dwoma dużymi naleśnikami z Nutellą. - Takie coś to każdy głupi potrafi zrobić. Smacznego!
     - Oj nie każdy! Pychaaa!
     - Nie przesadzaj! - odstawił swój talerz na stół i zbliżył się do mnie, by zacząć mnie łaskotać.
     - Ej! Ty lepiej uważaj na to swoje biodro! - próbowałam znów wyrwać się z jego uścisku.
     - I tak już mnie wczoraj nieźle wymęczyłaś. - wystawił mi język.
     - Ja ciebie? - zaczęłam się śmiać.
     - A że niby ja ciebie?
     - Oj Götze, Götze. Zamiast się cieszyć z prezentu to ten jeszcze marudzi. - pokręciłam głową z dezaprobatą.
     - Nie marudzę. - rozłożył się wygodnie na kanapie, przyciągnął mnie do siebie i ucałował w czubek głowy. Owinięta tylko w koc mocno wtuliłam się w jego tors. - To była najcenniejsza rzecz jaką mogłaś mi dać.

***

21. kwietnia 2012

     Te dwa miesiące były jednymi z najpiękniejszych w moim życiu. Związek z piłkarzem okazał się najcudowniejszą rzeczą jaka mogła mnie spotkać. Dlatego, że Mario pauzował, mieliśmy dla siebie naprawdę sporo czasu. Starałam się każdą wolną chwilę poświęcać swojemu choremu mężczyźnie i robiłam wszystko, by jak najszybciej powrócił po treningów. Jak tylko często się dało, jeździłam razem z nim, by dopingować jego drużynę, a on też nie pozostawał mi dłużny i kibicował mi na moich zawodach. Najwspanialsze jednak były noce, które spędzałam u jego boku. O tak! On potrafił sprawiać, że czułam się jak pełnowartościowa kobieta.
     Dziś miał odbyć się wyczekiwany od dawna w całych Niemczech mecz - derby Borussii. Mario od niecałych dwóch tygodni trenował już normalnie z drużyną i właśnie dziś miał znów wkroczyć na murawę. Wiedział, że nie otrzyma miejsca w pierwszym składzie, jednak głęboko wierzył, że jeśli już może zasiąść na ławce rezerwowych, to trener da mu szansę na choćby kilka minut prawdziwej gry. Jedyne co lekko smuciło piłkarza to fakt, że będzie zmuszony wystąpić przeciwko najlepszemu przyjacielowi.
     Niedługo po tym jak Reus oznajmił mi swój powrót do dortmundzkiego zespołu, działacze Borussii Dortmund ogłosili to publicznie całemu światu. Początkiem stycznia Marco podpisał pięcioletni kontrakt z klubem i już za kilka miesięcy miał zmienić swoje barwy na żółto-czarne. Z tej wiadomości najbardziej ucieszył się chyba Mario. W kółko opowiadał mi o swoich i Reusa przygodach w młodzieżowym BVB i ekscytował się, że znów będzie mógł mieć blisko przyjaciela. On sam 27. marca przedłużył swój kontrakt z "pszczółkami", jak lubiłam ich nazywać, do 2016 roku. Wszystko powili zaczynało układać się po jego myśli i coraz częściej mówił mi, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
     Moje relacje z Reusem też układały się naprawdę bardzo poprawnie. Wiedziałam, że on coś do mnie czuł i nie byłam mu obojętna. W przeciągu tych kilku miesięcy zdałam sobie jednak sprawę, że jego głupie podchody z wakacji to już tylko przeszłość i nie posiadałam się z radości, że zyskałam tak oddanego przyjaciela. Bardzo często ze sobą rozmawialiśmy i kiedy tylko jedno z nas miało jakikolwiek problem, wiedziało, że bezinteresownie może liczyć na tę drugą osobę.
     Razem z Mario i Marco staliśmy przed szatnią i rozmawialiśmy. Do meczu zostało jeszcze ponad pół godziny i chłopcom udało się wyrwać na chwilę. Uścisnęłam i ucałowałam obu życząc im powodzenia. Dobrze wiedzieli, że jeśli tylko zachodzi sytuacja, w której muszą stawić sobie czoła, nigdy nie trzymam niczyjej strony. Obaj są w moim życiu ważni i choć noszę na sobie strój z nazwiskiem ukochanego, nie oznacza to, że sukces Reusa jest mi obojętny.
     - I nie pozabijajcie się tam. - puściłam do nich oczko.
     - Spokojnie. - rzucił blondyn. - Damy wam fory.
     - Oj! twoje niedoczekanie Reus.
     - Dobra! Zachowajcie te bojowe nastroje na boisko. - ucałowałam jeszcze raz Mario.
     - Kochanie, a ty się dobrze czujesz? - spojrzał w moje błękitne tęczówki. - Nie wyglądasz najlepiej.
     - Dzięki! Każda kobieta chce to usłyszeć. - skrzyżowałam ręce na piersiach.
     - Na pewno wszystko ok? Faktycznie jesteś blada- zainteresował się Marco.
     - Tak, to tylko dlatego, że tu tak duszno. Idźcie już! - wygoniłam ich, a sama ruszyłam w kierunku swojego miejsca.
     Zasiadłam na trybunach z Marie i Thomasem. Ostatnimi czasy rzeczywiście nie czułam się najlepiej. Często miałam zawroty głowy, było mi niedobrze i chodziła praktycznie nieprzytomna. Uważałam, że albo łapie mnie jakaś choroba, albo po prostu z powodu przemęczenia, zawodów i pewnie moich ciągłych wyjazdów, które potroiły się od momentu, gdy byłam z Mario. Sądziłam, że skoro zbliża się wiosna, to niedługo na pewno mi przejdzie. Jednak z tego powodu mama nie pozwalała mi samej opuszczać Wiednia. Miała oczywiście trochę racji i tym razem nawet cieszyłam się, że nie będę sama. Jak zwykle na mecz założyłam koszulkę z nazwiskiem ukochanego i kiedy tylko ledwo wspięłam się na swoje miejsce, poczułam jak kręci mi się w głowie. Natychmiast usiadłam na krześle.
     - Hannah! - mój kuzyn od razu zauważył, że zbladłam.
     - Nic mi nie jest. - wzięłam głębszy oddech.
     - Marie! Leć po coś do picia! - nakazał swojej dziewczynie.
     - Nie! Nie trzeba. Już mi lepiej. - o własnych siłach wstałam. - Wchodzą! - zwróciłam uwagę moich towarzyszy na murawę. W równym dwurzędzie stali piłkarze pierwszego składu wraz z uroczymi dzieciakami. W tłumie rozpoznałam Marco, który dumnie prezentował strój swojego klubu. Żałowałam, że po drugiej stronie nie stoi mój ukochany, którego widziałam równie uśmiechniętego co Reusa na rezerwowej ławce BVB. Wierzyłam, że już niedługo i jemu będę mogła kibicować, kiedy będzie strzelał bramki z dedykacją dla mnie.
     Sędzia gwizdkiem oznajmił początek meczu i piłka powędrowała pod nogi zawodników. Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami. Złapałam się ramienia Thomasa i w ułamku sekundy osunęłam się na ziemię.
     - Hannah! Hani! - jakby zza muru słyszałam przerażone głosy kuzyna i Marie. Zamknęłam oczy i zupełnie odpłynęłam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam!
Zostawiam Was z kolejnym rozdziałem, ale... ostatnim póki co... Widzę, że brak tu jakiejkolwiek aktywności, a co za tym idzie i mnie motywacji... Mam napisane kilka rozdziałów i dobrze wiem jak poprowadzić to opowiadanie, ale niestety nie mam dla kogo... Nawet moje stałe czytelniczki gdzieś zniknęły... może kiedyś znów tu zawitam.
Pozdrawiam,
Ruda

4 komentarze:

  1. Ja czytam ale nie komentuje bo mam mało czasu. Świetny rozdział ;) Wyczuwam tu ciąże?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, trochę mnie ominęło. A wszystko przez ferie. Niby tyle wolnego czasu, ale jak przyjdzie co do czego to.. :D Także przepraszam, że mnie tu nie było, ale już jestem :) Co do rozdziału to tak jak i poprzedni tak i ten są super! ;) To się Roksi postarała z prezentem :D Faktycznie myślałam, że ona i Marco coś.. a tu nic! Coś czuję, że nasi zakochani zaliczyli wpadkę. Może to tylko przeziębienie, zatrucie itp. ale jakoś ciąża wydaje się bardziej prawdopodobna :)
    Czekam z niecierpliwością na Twój powrót i następny rozdział! Czytelników masz, uwierz mi :) Tylko teraz jest po prostu pracowity czas :) Sesje, zaliczenia i takie tam.. Albo ferie - może wyjazd na 2 tyg. Także nie przejmuj się!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Z góry bardzo chciałam Cię przeprosić za niekomentowanie. Czytałam wszystko, ale niestety nie miałam czasu zostawić śladu :c
    Dzisiaj mam czas i komentuję :D
    To takie cudowne ♥ Mario to po prostu ideał! Fajnie, że Marco się nie wpieprza im do związku, a wręcz przeciwnie. Jest cudownym przyjacielem :) Cieszę się, że udaje jej się pogodzić miłość do Mario i przyjaźń z Marco.
    Ja mam już swoje podejrzenia co do stanu zdrowia dziewczyny ^^ Czyżby junior nam się szykował? Nie każ nam długo czekać na odpowiedź :D

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Trafiłam na twojego bloga przypadkowo :D
    i przeczytałam wszystko w jeden dzień :D
    jest suuper <3
    czekam na następny, ciekawe co z Hannah ;o
    w wolnej chwili zapraszam do mnie ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń