1. stycznia 2012
- Marco?! - krzyknęłam zaskoczona, widząc blondyna.
- Tak, tak, spędziłaś noc z Marco Reusem. - ziewnął leniwie przewracając się w moją stronę. - A teraz możesz spakować manatki i wracać do sieb... Hannah?! - zerwał się na równe nogi. - Jezu! Dostałem właśnie zawału! - wziął głęboki oddech i usiadł na łóżku.
- Czy ty zawsze tak traktujesz dziewczyny? - nie ukrywałam swojego oburzenia.
- To znaczy... - nerwowo drapał się po potylicy.
- Marco jesteś najgorszym facetem jakiego znam. - spojrzałam na niego i po chwili oboje wybuchnęliśmy śmiechem. - A teraz serio: czy - znów spoważniałam. - my... coś...
- NIE! - od razu zrozumiał o co pytam. - Przecież ustaliliśmy wczoraj, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Po prostu - westchnął. - chyba sporo wczoraj wypiliśmy. Musieliśmy się zagadać i zasnęliśmy. - uśmiechnął się uroczo.
- No tak, racja.
- Dobra! Czas na śniadanko! - zarzucił na siebie pierwszy lepszy T-shirt i ruszył w kierunku kuchni. - Idziesz? - zatrzymał się w progu.
- Zaraz dołączę. - kiedy chłopak zniknął za rogiem, wstałam z łóżka i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że mam na sobie koszulkę blondyna. Szybko przeglądnęłam się w lustrze, lekko doprowadziłam do porządku i zeszłam na dół.
- ... jak to z nią spałeś?! - usłyszałam wściekły głos mojego ukochanego, a chwilę później odgłos tłuczonego szkła.
- Mario! - pisnęłam i podbiegłam do blondyna widząc, że leży na ziemi. - Marco nic ci nie jest?
- I ty się jeszcze o niego martwisz?
- Kochanie, ja - zaczęłam się śmiać, co zupełnie zbiło go z tropu. - tylko OBOK niego spałam. - podeszłam do bruneta dokładnie akcentując kluczowe słowo. - Wyglądasz słodko kiedy jesteś o mnie zazdrosny. - nadal się śmiejąc przytuliłam go i pocałowałam.
- Też tu jeszcze jestem. - odchrząknął Marco.
- Stary, wybacz. - powiedział Götze podając rękę przyjacielowi.
- O mnie serio nie musisz być zazdrosny. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. - blondyn puścił mi oczko i całą trójką zasiedliśmy do śniadania.
***
10. lutego 2012
Ten rok zapowiadał się idealnie. Już kolejny raz z rzędu udało mi się przekonać rodziców, bym mogła spędzić weekend z ukochanym. Staraliśmy się jak zawsze utrzymywać kontakt najczęściej jak tylko się dało. Nasi rodzice zrozumieli, że naprawdę się kochamy i nie widzimy poza sobą świata.
Dzisiejszy dzień powoli zbliżał się do końca, a ja właśnie wysiadłam z taksówki przed domem Mario. Po raz kolejny dałam się namówić na mecz Borussii. Tym razem jednak Götze zasiadł razem ze mną na trybunach. Mój kochany brunet doznał dość poważnej kontuzji i niestety prognozowano mu brak treningów do końca sezonu. Widziałam w jego oczach jak bardzo cierpiał. I to nie z powodu biodra, które na szczęście przestało już dawać o sobie znać. Niczego w świecie nie kochał bardziej niż murawy i piłki. No... chociaż może mnie!
Piłkarz często powtarzał, że muszę zacząć pokazywać się z nim w miejscach publicznych i towarzyszyć mu w jego wolnych chwilach, jeśli chcę, by jego napalone fanki dały mu w końcu święty spokój. Dobrze wiedział, że jestem o niego niesamowicie zazdrosna i ten argument działał na mnie jak płachta na byka. Dlatego też i tym razem z niecierpliwością oczekiwałam następnej kolejki Bundesligi, by móc pokazać się z brunetem.
Podeszłam do drzwi, które natychmiast się otworzyły, a w progu stanął Mario. Bez wahania rzuciliśmy się sobie w ramiona. Przez kilkanaście sekund mój rycerz nie wypuszczał mnie ze swojego uścisku. Czułam się bezpieczna... i taka szczęśliwa. Wiedziałam, że mogę mu bezgranicznie ufać. Jego głos sprawiał, że życie stawało się w mgnieniu oka łatwiejsze, a dotyk przyprawiał mnie o przyjemne dreszcze. Tak... kochałam tego młodego mężczyznę ponad swoje życie.
- Tęskniłem. - wyszeptał mi do ucha, kiedy już przebrani w domowe stroje siedzieliśmy na sofie przed telewizorem.
- Skarbie, widzieliśmy się tydzień temu. - zaśmiałam się.
- Wiem, - podniósł głowę z moich kolan i spojrzał mi w oczy. - ale chciałbym każdy wieczór spędzać u twojego boku. - przyłożył swoją lewą dłoń do mojego policzka i złożył na moich ustach namiętny pocałunek. - Mam coś dla ciebie. - dodał i zniknął na chwilę w czeluściach domu. - Wiem, że walentynki dopiero za kilka dni, ale niestety nie będziemy mieli okazji się wtedy zobaczyć, więc proszę. - zza pleców wyjął maleńkie czerwone zamszowe pudełeczko i podał mi je.
- Jaki śliczny! - krzyknęłam, kiedy zobaczyłam pierścionek z błyszczącym kamykiem.
- Nie tak śliczny jak ty. - uśmiechnął się widząc moją radość. - Przymierz.
- Leży idealnie. - znów rzuciłam mu się w ramiona.
- A to widziałaś? - ujął moją dłoń, zdjął pierścionek i kazał mi przyjrzeć się bliżej jego wewnętrznej stronie.
- U r my dream - wyczytałam z grawera.
- Kocham cię. - Mario zbliżył się do mnie i poczułam jego ciepłe wargi, które bez opamiętania wpijają się w moje.
Dzisiejszy dzień powoli zbliżał się do końca, a ja właśnie wysiadłam z taksówki przed domem Mario. Po raz kolejny dałam się namówić na mecz Borussii. Tym razem jednak Götze zasiadł razem ze mną na trybunach. Mój kochany brunet doznał dość poważnej kontuzji i niestety prognozowano mu brak treningów do końca sezonu. Widziałam w jego oczach jak bardzo cierpiał. I to nie z powodu biodra, które na szczęście przestało już dawać o sobie znać. Niczego w świecie nie kochał bardziej niż murawy i piłki. No... chociaż może mnie!
Piłkarz często powtarzał, że muszę zacząć pokazywać się z nim w miejscach publicznych i towarzyszyć mu w jego wolnych chwilach, jeśli chcę, by jego napalone fanki dały mu w końcu święty spokój. Dobrze wiedział, że jestem o niego niesamowicie zazdrosna i ten argument działał na mnie jak płachta na byka. Dlatego też i tym razem z niecierpliwością oczekiwałam następnej kolejki Bundesligi, by móc pokazać się z brunetem.
Podeszłam do drzwi, które natychmiast się otworzyły, a w progu stanął Mario. Bez wahania rzuciliśmy się sobie w ramiona. Przez kilkanaście sekund mój rycerz nie wypuszczał mnie ze swojego uścisku. Czułam się bezpieczna... i taka szczęśliwa. Wiedziałam, że mogę mu bezgranicznie ufać. Jego głos sprawiał, że życie stawało się w mgnieniu oka łatwiejsze, a dotyk przyprawiał mnie o przyjemne dreszcze. Tak... kochałam tego młodego mężczyznę ponad swoje życie.
- Tęskniłem. - wyszeptał mi do ucha, kiedy już przebrani w domowe stroje siedzieliśmy na sofie przed telewizorem.
- Skarbie, widzieliśmy się tydzień temu. - zaśmiałam się.
- Wiem, - podniósł głowę z moich kolan i spojrzał mi w oczy. - ale chciałbym każdy wieczór spędzać u twojego boku. - przyłożył swoją lewą dłoń do mojego policzka i złożył na moich ustach namiętny pocałunek. - Mam coś dla ciebie. - dodał i zniknął na chwilę w czeluściach domu. - Wiem, że walentynki dopiero za kilka dni, ale niestety nie będziemy mieli okazji się wtedy zobaczyć, więc proszę. - zza pleców wyjął maleńkie czerwone zamszowe pudełeczko i podał mi je.
- Jaki śliczny! - krzyknęłam, kiedy zobaczyłam pierścionek z błyszczącym kamykiem.
- Nie tak śliczny jak ty. - uśmiechnął się widząc moją radość. - Przymierz.
- Leży idealnie. - znów rzuciłam mu się w ramiona.
- A to widziałaś? - ujął moją dłoń, zdjął pierścionek i kazał mi przyjrzeć się bliżej jego wewnętrznej stronie.
- U r my dream - wyczytałam z grawera.
- Kocham cię. - Mario zbliżył się do mnie i poczułam jego ciepłe wargi, które bez opamiętania wpijają się w moje.
***
11. lutego 2012
- Tak, właśnie usiadłam. - mówiłam do komórki. Marie bardziej przeżywała ten mecz ode mnie. - Nie, nie będzie mi się nudzić. - wywróciłam teatralnie oczami. - Postaram się zrozumieć o co tu w ogóle chodzi. - obie wybuchnęłyśmy śmiechem, a Mario tylko skarcił mnie spojrzeniem. - Poza tym nie jestem sama. - Chwilę później pożegnałam się z przyjaciółką, bo ceremonia otwarcia właśnie miała się zaczynać.
Mniej więcej około godziny 18:00 wysłałam jeszcze SMSa do Marco, by życzyć mu powodzenia. On w swojej Borussii był gwiazdą. Jednym z podstawowych i najważniejszych piłkarzy drużyny. Kiedy tylko opowiadał o swoich sukcesach, widziałam lekki przebłysk zazdrości w czekoladowych tęczówkach Götze. Cieszył się ze szczęścia przyjaciela, ale marzył, by i jego imię znów skandowały tłumy. Setki razy próbowałam mu tłumaczyć, że jest jeszcze młody i kiedy tylko wróci do zdrowia, trener na pewno da mu szansę. I to nie jedną. Uważałam, że powinien i tak czuć się już zaszczycony, że gra dla tak wspaniałej drużyny, jaką była Borussia.
Niecałe pół godziny po zakończonym meczu czekałam z Mario przy jego samochodzie. Strzeżony parking pełen był aut piłkarzy. Klubowa 10 chciała pogratulować drużynie zwycięstwa. Jednak wiedziałam, że pomimo tego, że jego Borussia wygrała 1:0, nie będzie on dziś w imprezowym humorze. Razem z nami czekało kilka dziewczyn, w których rozpoznałam znajome twarze. Co jakiś czas zawodniczy wychodzili z szatni, witali się z ukochanymi, później zamieniali z nami kilka słów i wracali do domów, by zebrać siły na wieczorne wyjście.
- Hej! - z zamyślenia, które mnie ogarnęło gdy Mario chwilowo oddalił się do Hummelsa, wyrwał mnie znajomy głos.
- Cześć Marcel! - ucieszyłam się na widok blondyna. - Gratuluję wygranego meczu.
- A dziękuję. - uśmiechnął się. - Nie nudzi cię piłka?
- Wiesz...
- Czyli nudzi. - wybuchnął śmiechem. - Jesteś niesamowicie wytrwała.
- Nie o to chodzi. Po prostu chcę mu zrobić przyjemność. - głową kiwnęłam w stronę Mario.
- Gdyby moja dziewczyna tak się poświęcała. - westchnął. - Była na dwóch meczach i powiedziała, że nigdy więcej nie ma zamiaru oglądać tej bezsensownej gry, w której... czekaj niech to dobrze powtórzę... kilkunastu głupków kopie jakąś czarno-białą piłkę do bramek i skacze przy tym jak małpy w zoo.
- Jak małpy w zoo, powiadasz? - zaczęłam się śmiać wniebogłosy.
- A tobie co tak wesoło? - dołączył do nas Mario, którego natychmiast objęłam w pasie.
- Jesteście takie trochę małpki na tym boisku. Ale dla niego jestem w stanie nawet to ścierpieć. - nadal się śmiejąc ucałowałam w policzek zdezorientowanego piłkarza.
- Dobra, lecę. Widzimy się wieczorem! - pożegnał nas Schmelzer wsiadając do swojego BMW.
- Nie. - natychmiast zaprzeczył Götze. - Dzisiejszy wieczór spędzam z miłością mojego życia! - wpił wargi w moją szyję i pomachał koledze, po czym my również wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w kierunku domu.
- Dlaczego nie chcesz świętować z przyjaciółmi? - zapytałam zdziwiona.
- Nie są moimi przyjaciółmi i nie mam czego świętować. - jak przypuszczałam jego humor nie wskazywał nic dobrego. Dotarliśmy pod dom bruneta i szybko rozsiedliśmy się na kanapie. Chłopak znów ułożył się wygodnie na moich kolanach, a ja z czułością przeczesywałam jego włosy. - Widzisz! Reus strzela bramki, a ja siedzę w domu! Mam tego dość! - oburzył się widząc kolejną powtórkę celnego strzału przyjaciela, który padł już w drugiej minucie meczu.
- Mario, przyjdzie i na ciebie pora.
- Ta... jasne... - wysyczał.
- Przecież twoje zdrowie jest najważniejsze.
- Ale ja się już dobrze czuję! Dlaczego nie mogę wrócić do treningów. - posmutniał.
- Wiesz, że ja się zupełnie na piłce nie znam, ale zaufaj trenerowi i swoim lekarzom. Oni przecież wiedzą, co robią
- Może i tak, ale ja nie chcę całe życie przesiedzieć na ławce! Chcę być w pierwszym składzie! Już, a nie za 10 lat!
- Ale ty jesteś w gorącej wodzie kąpany. - odwróciłam jego głowę do siebie. - Cierpliwości. - nachyliłam się nad nim i czule pocałowałam. - A teraz czas na mój walentynkowy prezent. - wstałam i powoli udałam się do jego sypialni. - Za 15 minut w twoim pokoju. - krzyknęłam na koniec. Od razu zapaliłam wcześniej przygotowane świeczki. Dobrze wiedziałam, że w chłopaku aż się gotuje z ciekawości, dlatego też z walizki szybko wyjęłam dość duży pakunek i schowałam się w łazience.
- Hannah? - niecałe 5 minut później usłyszałam jego głos w pomieszczeniu.
- Mówiłam 15 a nie 5! - rzuciłam zza zamkniętych drzwi.
- Czekaaaaam z niecierpliwością. - powiedział siadając na łóżku.
- Mam zaszczyt przedstawić panu jedyną i niepowtarzalną kobietę pańskich marzeń! - otworzyłam z impetem drzwi łazienki, a z głośników rozbrzmiała muzyka. Tanecznym krokiem wysunęłam krzesło na środek pokoju i stojąc w blasku migoczących świec, rozpoczęłam swój pokaz. Dopiero teraz Mario mógł dostrzec, co mam na sobie. Zaskoczony przełknął tylko ślinę i nie odrywał ode mnie wzroku. Najpierw seksownym ruchem rozpięłam i zdjęłam koszulę, chwilę później na ziemi wylądowały moje szorty. Podeszłam do ukochanego. - I jak, podoba ci się prezent? - skinął głową i tryumfalnie się uśmiechnął. Złapał mnie za dłonie i przyciągnął do siebie, tak że upadłam wprost na jego kolana. Zaczęliśmy się namiętnie całować. Po chwili poczułam jak piłkarz wstaje ze mną, odwraca się i delikatnie kładzie mnie na łóżku.
- Długo na to czekałem. - wyszeptał pełnym namiętności głosem całując moją szyję. Jego delikatne wargi schodziły niżej i niżej, i niżej, aż dotarł do wewnętrznej strony moich ud. Ugięłam lewą nogę, a on powoli, bez pośpiechu zdejmował moje pończochy, najpierw jedną, później drugą. Nie chciałam pozostawać mu dłużna i usiadłam na łóżku, a nasze wargi znów się spotkały. Moje dłonie natychmiast powędrowały pod jego koszulkę, która sekundę później znalazła miejsce obok moich pończoch.
- Pragnę cię. - wydyszałam wprost w jego usta widząc jego nagą klatkę. Znów złączyliśmy się w namiętnych pocałunkach. Czułam się niesamowicie w jego ramionach i wiedziałam, że nie będę niczego żałować. Jego dłonie powędrowały na moje plecy i w ułamku sekundy nowy koronkowy biustonosz wylądował gdzieś na podłodze. Mario spojrzał na mnie i słodko się uśmiechnął.
- Ja ciebie też. - chwilę później reszta naszej i tak już skąpej garderoby zadomowiła się na ziemi. - Na pewno tego chcesz? - upewnił się wpatrując mi się głęboko w oczy.
- Tak. - wyszeptałam. - Tylko bądź delikatny, bo ja wcześ...
- Oczywiście. - niedane mi było skończyć zdania, bo zamknął mi usta w kolejnym długim pocałunku.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Moje Drogie!
Zostawiam Wam kolejny rozdział z kolejnym etapem zwiazku naszych bohaterów ;)
Mam nadzieję, że się podoba :)
Pozdrawiam,
Ruda :)
Mniej więcej około godziny 18:00 wysłałam jeszcze SMSa do Marco, by życzyć mu powodzenia. On w swojej Borussii był gwiazdą. Jednym z podstawowych i najważniejszych piłkarzy drużyny. Kiedy tylko opowiadał o swoich sukcesach, widziałam lekki przebłysk zazdrości w czekoladowych tęczówkach Götze. Cieszył się ze szczęścia przyjaciela, ale marzył, by i jego imię znów skandowały tłumy. Setki razy próbowałam mu tłumaczyć, że jest jeszcze młody i kiedy tylko wróci do zdrowia, trener na pewno da mu szansę. I to nie jedną. Uważałam, że powinien i tak czuć się już zaszczycony, że gra dla tak wspaniałej drużyny, jaką była Borussia.
Niecałe pół godziny po zakończonym meczu czekałam z Mario przy jego samochodzie. Strzeżony parking pełen był aut piłkarzy. Klubowa 10 chciała pogratulować drużynie zwycięstwa. Jednak wiedziałam, że pomimo tego, że jego Borussia wygrała 1:0, nie będzie on dziś w imprezowym humorze. Razem z nami czekało kilka dziewczyn, w których rozpoznałam znajome twarze. Co jakiś czas zawodniczy wychodzili z szatni, witali się z ukochanymi, później zamieniali z nami kilka słów i wracali do domów, by zebrać siły na wieczorne wyjście.
- Hej! - z zamyślenia, które mnie ogarnęło gdy Mario chwilowo oddalił się do Hummelsa, wyrwał mnie znajomy głos.
- Cześć Marcel! - ucieszyłam się na widok blondyna. - Gratuluję wygranego meczu.
- A dziękuję. - uśmiechnął się. - Nie nudzi cię piłka?
- Wiesz...
- Czyli nudzi. - wybuchnął śmiechem. - Jesteś niesamowicie wytrwała.
- Nie o to chodzi. Po prostu chcę mu zrobić przyjemność. - głową kiwnęłam w stronę Mario.
- Gdyby moja dziewczyna tak się poświęcała. - westchnął. - Była na dwóch meczach i powiedziała, że nigdy więcej nie ma zamiaru oglądać tej bezsensownej gry, w której... czekaj niech to dobrze powtórzę... kilkunastu głupków kopie jakąś czarno-białą piłkę do bramek i skacze przy tym jak małpy w zoo.
- Jak małpy w zoo, powiadasz? - zaczęłam się śmiać wniebogłosy.
- A tobie co tak wesoło? - dołączył do nas Mario, którego natychmiast objęłam w pasie.
- Jesteście takie trochę małpki na tym boisku. Ale dla niego jestem w stanie nawet to ścierpieć. - nadal się śmiejąc ucałowałam w policzek zdezorientowanego piłkarza.
- Dobra, lecę. Widzimy się wieczorem! - pożegnał nas Schmelzer wsiadając do swojego BMW.
- Nie. - natychmiast zaprzeczył Götze. - Dzisiejszy wieczór spędzam z miłością mojego życia! - wpił wargi w moją szyję i pomachał koledze, po czym my również wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w kierunku domu.
- Dlaczego nie chcesz świętować z przyjaciółmi? - zapytałam zdziwiona.
- Nie są moimi przyjaciółmi i nie mam czego świętować. - jak przypuszczałam jego humor nie wskazywał nic dobrego. Dotarliśmy pod dom bruneta i szybko rozsiedliśmy się na kanapie. Chłopak znów ułożył się wygodnie na moich kolanach, a ja z czułością przeczesywałam jego włosy. - Widzisz! Reus strzela bramki, a ja siedzę w domu! Mam tego dość! - oburzył się widząc kolejną powtórkę celnego strzału przyjaciela, który padł już w drugiej minucie meczu.
- Mario, przyjdzie i na ciebie pora.
- Ta... jasne... - wysyczał.
- Przecież twoje zdrowie jest najważniejsze.
- Ale ja się już dobrze czuję! Dlaczego nie mogę wrócić do treningów. - posmutniał.
- Wiesz, że ja się zupełnie na piłce nie znam, ale zaufaj trenerowi i swoim lekarzom. Oni przecież wiedzą, co robią
- Może i tak, ale ja nie chcę całe życie przesiedzieć na ławce! Chcę być w pierwszym składzie! Już, a nie za 10 lat!
- Ale ty jesteś w gorącej wodzie kąpany. - odwróciłam jego głowę do siebie. - Cierpliwości. - nachyliłam się nad nim i czule pocałowałam. - A teraz czas na mój walentynkowy prezent. - wstałam i powoli udałam się do jego sypialni. - Za 15 minut w twoim pokoju. - krzyknęłam na koniec. Od razu zapaliłam wcześniej przygotowane świeczki. Dobrze wiedziałam, że w chłopaku aż się gotuje z ciekawości, dlatego też z walizki szybko wyjęłam dość duży pakunek i schowałam się w łazience.
- Hannah? - niecałe 5 minut później usłyszałam jego głos w pomieszczeniu.
- Mówiłam 15 a nie 5! - rzuciłam zza zamkniętych drzwi.
- Czekaaaaam z niecierpliwością. - powiedział siadając na łóżku.
- Mam zaszczyt przedstawić panu jedyną i niepowtarzalną kobietę pańskich marzeń! - otworzyłam z impetem drzwi łazienki, a z głośników rozbrzmiała muzyka. Tanecznym krokiem wysunęłam krzesło na środek pokoju i stojąc w blasku migoczących świec, rozpoczęłam swój pokaz. Dopiero teraz Mario mógł dostrzec, co mam na sobie. Zaskoczony przełknął tylko ślinę i nie odrywał ode mnie wzroku. Najpierw seksownym ruchem rozpięłam i zdjęłam koszulę, chwilę później na ziemi wylądowały moje szorty. Podeszłam do ukochanego. - I jak, podoba ci się prezent? - skinął głową i tryumfalnie się uśmiechnął. Złapał mnie za dłonie i przyciągnął do siebie, tak że upadłam wprost na jego kolana. Zaczęliśmy się namiętnie całować. Po chwili poczułam jak piłkarz wstaje ze mną, odwraca się i delikatnie kładzie mnie na łóżku.
- Długo na to czekałem. - wyszeptał pełnym namiętności głosem całując moją szyję. Jego delikatne wargi schodziły niżej i niżej, i niżej, aż dotarł do wewnętrznej strony moich ud. Ugięłam lewą nogę, a on powoli, bez pośpiechu zdejmował moje pończochy, najpierw jedną, później drugą. Nie chciałam pozostawać mu dłużna i usiadłam na łóżku, a nasze wargi znów się spotkały. Moje dłonie natychmiast powędrowały pod jego koszulkę, która sekundę później znalazła miejsce obok moich pończoch.
- Pragnę cię. - wydyszałam wprost w jego usta widząc jego nagą klatkę. Znów złączyliśmy się w namiętnych pocałunkach. Czułam się niesamowicie w jego ramionach i wiedziałam, że nie będę niczego żałować. Jego dłonie powędrowały na moje plecy i w ułamku sekundy nowy koronkowy biustonosz wylądował gdzieś na podłodze. Mario spojrzał na mnie i słodko się uśmiechnął.
- Ja ciebie też. - chwilę później reszta naszej i tak już skąpej garderoby zadomowiła się na ziemi. - Na pewno tego chcesz? - upewnił się wpatrując mi się głęboko w oczy.
- Tak. - wyszeptałam. - Tylko bądź delikatny, bo ja wcześ...
- Oczywiście. - niedane mi było skończyć zdania, bo zamknął mi usta w kolejnym długim pocałunku.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Moje Drogie!
Zostawiam Wam kolejny rozdział z kolejnym etapem zwiazku naszych bohaterów ;)
Mam nadzieję, że się podoba :)
Pozdrawiam,
Ruda :)
Super rozdzial!!!!! Czekam na next
OdpowiedzUsuń